sobota, 8 września 2012

maślana wewiórka i spółka czyli sobotnie pieczenie ciasteczek arcyprostych

Wiem, wiem dawno mnie nie było...ale już jestem i postaram się ciasteczkowymi pomysłami nadrobić zaległości. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam dziś, było udanie się do kiosku i zakupienie nowej gazety o bardzo wymyślnym tytule DEKORACJA CIAST. Przyznam, że reklama ma na mnie bardzo duży wpływ i często zastanawiam się, żeby nie zostać testerką ;) Dobra, żarty na bok. Gazetka całkiem miła i przydatna, jednak wątpię, abym kiedykolwiek miała w posiadaniu profesjonalną masę cukrową, więc robienie z niej motylków i innych owadów raczej mi się nie przyda (no chyba, że naprawdę się przebranżowię ;>), wiem jednak już jak zrobić lukier królewski... Cały czas go robiłam właściwie i nie wiedziałam, że ma tak wykwintną nazwę...Jest kilka przepisów wartych sprawdzenia, jednak najsympatyczniejsze były dwie różowe foremki do ciastek (metalowe co najważniejsze). Dziś piekłam ciasteczka maślane z 3 różnych przepisów. Co się okazało, najważniejszy w tym jest wybór odpowiedniego masła. 

Oto przepis na jeden z nich, arcyłatwy, jednak trzeba mieć to odpowiednie masło.
Ja początkowo piekłam z tego z LIDLA, jednak nie jest ono idealne, musicie sami spróbować.


Na wykonanie 15-25 ciasteczek będziecie potrzebowali:

125g MASŁA
125 g CUKRU
1 ŚREDNIE JAJKO
ŁYŻECZKĘ EKSTRAKTU WANILIOWEGO (dozwolony jest oczywiście również inny smak)
250 g MĄKI

Jeśli masło jest bardzo miękkie przekładam całe do pojemnika i dodaje cukier, jeśli zaś nie, kroję je w kostkę i dopiero wtedy miksuję.



Miksuję tak długo, aż uzyskam gładką masę. Zwykły cukier możecie zastąpić cukrem pudrem, jednak nie jestem w stanie powiedzieć, ile wtedy należy go wziąć.


Następnie dodaję jajko i znowu miksuję.


Na sam koniec dodajemy mąkę. Powoli zaczyna się tworzyć gładkie ciasto. Będzie ono klejące, więc jeszcze przed zawinięciem w folię, delikatnie ugniatam i obtaczam w odrobinie mąki.


Następnie zawijam w folię i pakuję na około 30 minut do lodówki (można też do zamrażarki, jednak po wyciągnięciu będziemy musieli rozwałkować ciasto i zbytnie chłodzenie go nie ma sensu)


W tym czasie z szafki wyciągam całą dziką zwierzynę ;) Są w nich lisy, wilki, niedźwiedzie i inne wewiórki... Przez kilka lat udało mi się zgromadzić kilkadziesiąt foremek, może jeszcze nie na każdą okazję, ale jest ich naprawdę wiele.


Wiele z nich kupiłam w IKEI (przed świętami są dostępne tematyczne), w Rossmannie...


Bierzemy się za wykrawanie ciastek. Gotowe kładę na papierze do pieczenia na blaszce.


Pieczcie na jednaj blaszce ciasteczka podobnej wielkości. Jakoś na to nie wpadłam przed włożeniem do pieca i gdy małe motylki były już brązowe, niedźwiedź dopiero się rumienił ;)


Jakiś czas temu dostałam w prezencie wielką puszkę na ciastka, którą co jakiś czas staram się wypełnić po brzegi. Oczywiście starcza ona jedynie na 2, maksymalnie 3 dni, jednak widok pełnej, cieszy oko. Jest świetna do przechowywania pierniczków (na pieczenie których już teraz was zapraszam, już nie mogę doczekać grudnia)


Jeśli macie jeszcze trochę czasu i cierpliwości, możecie się pobawić w ozdabianie. Odkroiłam 1/3 masy marcepanowej, która kupiłam z myślą o cieście ze śliwkami, rozwałkowałam i wykroiłam foremkami kształty motylków (na próbę te najmniejsze). Na już ostygnięte ciasteczka ułożyłam marcepanową masę. W naczyniu, w kąpieli wodnej roztopiłam mleczną czekoladę.


Do garnka nalałam wody, zagotowałam. Na garnek położyłam płaską miseczkę, do niej zaś pokrojoną czekoladę. Gotowe ciasteczka polałam czekoladą. Nie wyszły one jednak idealnie, ponieważ czekolada nie była chyba w pełni rozpuszczona i pojawiły się grudki.


Moja kuchnia podczas pieczenia pozostawia wiele do życzenia...;)



A oto dowód tego, że mi również nie zawsze i nie wszystko się udaje...;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz